wtorek, 30 grudnia 2014

2014...

Już niedługo koniec roku… Jutro jest sylwester. Nawet sobie nie zdaję sprawy jak szybko ten czas minął. Jeszcze pamiętam poprzedni 31 grudnia jakby to było wczoraj… a tu tylko mrugnięcie okiem i koniec 2014.
Z każdym nowym rokiem coś się zmienia. Nie tylko liczba  2014 na 2015, ale zmieniamy się my. Może nie tak od razu z dnia na dzień z 31 grudnia na 1 stycznia, ale tego pierwszego stycznia jesteśmy inni niż pierwszego stycznia rok temu, czy pół roku temu w wakacje. Co roku napotykamy sytuacje, które nas zmieniają i robimy błędy, na których się uczymy (w sumie nie zawsze, ale z każdego zrobionego błędu bierzemy jakieś wnioski). Każdy rok jest inny, w każdym następnym roku są nowe zdarzenia, sytuacje, które dają nam radość lub smutek.
Ja zostawiam ten rok z radością i z niecierpliwością oczekuję na 2015. Mam swoje własne plany i przyrzeczenia jakie chcę w następnym roku zrealizować. Pewnie każdy ma coś w swojej głowie, czego nie mówi głośno, a chciałby spełnić to w nadchodzącym roku.


By the way…

Co roku – jakoś o tej porze – podsumowuję sobie wszystkie minione dwanaście miesięcy. Niektóre sytuacje wywołują u mnie odruch wymiotny, zawstydzenie, a inne radość, szczęście, czy cokolwiek innego. Jednak wszystkie te sytuacje wiele mnie nauczyły. Niektóre otwarły mi oczy na pewne rzeczy, które ciągnęły się od wielu lat i teraz już rozumiem wiele niezrozumiałych dla mnie wcześniej spraw. W styczniu było jeszcze całkiem okej. W lutym też. Nic ciekawego wtedy nie było, żadnych sprzeczek ani nic wielkiego. Wtedy ten rok zapowiadał się fajnie.

1 marca – wyjazd do Poznania związany z jakimś konkursem, a trzy miesiące później wyjazd do Lublina (także związany z tym konkursem :) ). W marcu już po woli pewna sytuacja zaczęła mnie przerastać. W końcu wybuchłam i po tygodniowej kłótni wybaczyłam i wszystko (niestety) wróciło do normy.

Minął kwiecień, maj, jak zwykle po staremu i w końcu czerwiec. Wyszedł pierwszy trailer do Assassins Creed: Unity, w którym pojawiła się piosenka Everybody wants to rule the world. Do teraz gdy oglądam ten trailer to przechodzą mnie ciarki, bo tak mi się podoba :)). W czerwcu poznałam także pewną osobę. No może nie poznałam, ale zwróciłam na nią większą uwagę, bo wcześniej wtapiała się bardziej w tłum. Teraz aktualnie jest dla mnie ważną osobą, pomimo tego, że nie rozmawiałyśmy zbyt wiele. Minęła pierwsza połowa czerwca i nadszedł pewien niemiły dla mnie dzień. No może nie dzień, ale bardziej noc. Nie powiem o niej zbyt wiele, ale tylko to, że powiedziałam coś i stało się coś czego nie lubię wspominać.

Rozstanie ze starą klasą, nauczycielami, szkołą i w końcu wakacje. Lipiec jak lipiec. Wyjazdy z przyjaciółmi nad wodę, na rowery na dłuuugie trasy, po których nie mogłam patrzeć przez kilka dni na rower i wiele innych. Pomimo tak długiego czasu przebytego na słońcu, opalenizny brak… Moja skóra pozostała biała do końca wakacji.

Początek sierpnia nie był przyjemny. Wiele kłótni miałam z kilkoma osobami. Z mojej ośmioosobowej ekipy zrobiła się szczęśliwa siódemka i dla mnie to był wielki plus. Nie minęła chwila a nadszedł 15 sierpnia i dożynki w mojej miejscowości. Miałam świetną okazje na zrobienie czegoś do czego pałałam się od bardzo dawna, jednak mi to nie wyszło i teraz klnę na siebie za to. Druga połowa sierpnia minęła jeszcze szybciej niż pierwsza. Wyjazd w Czechy (<3), no i pamiętny dla mnie i dla przyjaciółki 30 sierpnia – szczegółów wolę nie podawać :D.

Wrzesień minął błyskawicznie – nowa szkoła, nowi nauczyciele, nowa klasa. Nie znoszę nowego otoczenia i nowych ludzi. Przyzwyczajenie się do tego zajęło mi dwa miesiące (jakoś do końca listopada), wcześniej chcąc, nie chcąc stawiałam barierę pomiędzy mną a nowymi rówieśnikami. Strasznie mnie to męczyło…

Październik, listopad – minęły jeszcze szybciej niż wrzesień, a grudzień to już w ogóle jakby go nie było…
Początek grudnia minął bardzo miło. Imieniny pewnej osoby, mikołajki, różne fajne rzeczy w szkole i przygotowania przez pół miesiąca do świąt. 24, 25,26 grudnia – święta. Pierwsze, których w ogóle nie czułam. No ale prezenty miałam ciekawe :). M. in. Dostałam od rodziców książkę „Świat Lodu i Ognia” George’a R.R. Martina (<3). Wyjazdy do rodziny, których szczerze mówiąc nigdy nie lubiłam i w końcu przyszedł 30 grudnia. Dzień przed sylwestrem, którego mam nadzieję, że go przeżyję :))).

Przez ten cały 2014 rok zmieniłam się. Zmieniło się w pewnym sensie moje życie i niektóre moje relacje. Nie chciałam aby ten rok tak wyglądał, a był jaki był, ale czy żałuję niektórych sytuacji? Nie. Każda mnie czegoś nauczyła i myślę, że wszystko co teraz wiem i wszystko czego się nauczyłam przyda mi się w tym nowym 2015 roku.

To mój ostatni (a zarazem drugi) post w tym roku. Więc życzę wam wszystkiego najlepszego i szczęśliwego nowego roku. 


niedziela, 28 grudnia 2014

Zaczynamy...

Thirty Seconds to mars w głośnikach, czekolada i gorąca herbata... Pewnie sobie pomyślicie "Kolejny nudny blog, bezwartościowy i do niczego". Może takich blogów jest z tysiące, no ale ja chciałabym mieć swój, o swoich przemyśleniach, o swoim życiu. Nie wiem jak długo on będzie. Może tydzień, może miesiąc, rok, cztery lata... Nie wiem. Jestem strasznie leniwym człowiekiem i można się spodziewać, że posty będą dość rzadko. Ale będę starała się je dawać jak najczęściej.

No to zaczynamy...

Skończyły się święta, a ja jak ich nie czułam przed ich nadejściem, tak ich nie czułam przez ten cały tydzień, gdy one w końcu przyszły... Były to moje pierwsze takie święta. Skończyła się cała frajda i radość, bo święta, prezenty, wyjazdy do rodziny i w ogóle... Teraz to jest dziwne. Chociaż chciałam aby te święta były piękne... prosiłam o miłość, szczęście. Może to jest za wiele? Albo po prostu byłam za mało dobra. No, ale starałam się. Czy wy też kiedyś prosiliście Boga o miłość? Nie chodzi mi tu tylko o święta, ale o cały rok. Prosiliście go, a potem się rozczarowywaliście się? Moje rozczarowanie przyszło właśnie w te święta... od bardzo dawna prosiłam o to i starałam się być dobrym człowiekiem. Pomagałam innym jak najwięcej... i pewnie to nie wystarczało. By the way

Jest to mój pierwszy post. Są to moje początki, a początki nigdy nie są najlepsze... Nie chce mi się wymieniać moich zainteresowań, cech charakteru, opisu mojego wyglądu, więc wszystkiego na pewno dowiecie się w następnych postach.

A skąd wzięła się nazwa? Szczerze mówiąc to nie wiem... zobaczyłam to kiedyś gdzieś i zapadło mi to w pamięci. Immortales sumus - jesteśmy nieśmiertelni. Rozumiem to na swój sposób i wydaje mi się, że nie jest to najgorsza nazwa na bloga.


Mam nadzieję, że przywieje tu kiedyś kogoś i znajdzie się tych kilka osób, które będą czytały moje bazgroły :) No więc do zobaczenia i życzcie mi szczęścia w prowadzeniu tego bloga.