Thirty Seconds to mars w głośnikach, czekolada i
gorąca herbata... Pewnie sobie pomyślicie "Kolejny nudny blog,
bezwartościowy i do niczego". Może takich blogów jest z tysiące, no ale ja
chciałabym mieć swój, o swoich przemyśleniach, o swoim życiu. Nie wiem jak
długo on będzie. Może tydzień, może miesiąc, rok, cztery lata... Nie wiem.
Jestem strasznie leniwym człowiekiem i można się spodziewać, że posty będą dość
rzadko. Ale będę starała się je dawać jak najczęściej.
No to zaczynamy...
Skończyły się święta, a ja jak ich nie czułam przed
ich nadejściem, tak ich nie czułam przez ten cały tydzień, gdy one w końcu
przyszły... Były to moje pierwsze takie święta. Skończyła się cała frajda i
radość, bo święta, prezenty, wyjazdy do rodziny i w ogóle... Teraz to jest
dziwne. Chociaż chciałam aby te święta były piękne... prosiłam o miłość,
szczęście. Może to jest za wiele? Albo po prostu byłam za mało dobra. No, ale
starałam się. Czy wy też kiedyś prosiliście Boga o miłość? Nie chodzi mi tu
tylko o święta, ale o cały rok. Prosiliście go, a potem się rozczarowywaliście
się? Moje rozczarowanie przyszło właśnie w te święta... od bardzo dawna prosiłam
o to i starałam się być dobrym człowiekiem. Pomagałam innym jak najwięcej... i
pewnie to nie wystarczało. By the way
Jest to mój pierwszy post. Są to moje początki, a
początki nigdy nie są najlepsze... Nie chce mi się wymieniać moich
zainteresowań, cech charakteru, opisu mojego wyglądu, więc wszystkiego na pewno
dowiecie się w następnych postach.
A skąd wzięła się nazwa? Szczerze mówiąc to nie
wiem... zobaczyłam to kiedyś gdzieś i zapadło mi to w pamięci. Immortales sumus
- jesteśmy nieśmiertelni. Rozumiem to na swój sposób i wydaje mi się, że nie
jest to najgorsza nazwa na bloga.
Mam nadzieję, że przywieje tu kiedyś kogoś i znajdzie
się tych kilka osób, które będą czytały moje bazgroły :) No więc do zobaczenia
i życzcie mi szczęścia w prowadzeniu tego bloga.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz